wtorek, 29 grudnia 2015

Dwa cele.

W poprzednim poście, pokazałem Wam mapkę. Jest to nasz cel wakacyjny na 2016 rok.

Od kilku lat chodzą za mną dwa "road tripy" takie jak w filmie Eurotrip :)

Pierwszy z nich to dosłownie "Eurotrip" czyli zwiedzanie ogólnie Europy, zaś drugi to "BalkanTrip" - zagłębienie się w prawdziwe bałkańskie rejony.

W tym roku nabrałem pewności, że lepszego momentu nie będzie na taki eurotrip i zaczynamy go przygotowywać :)

Na pewno chcemy przejechać przez Niemcy, Austrię, Włochy, Słowenię. Jak starczy czasu to jeszcze Zagrzeb i Wiedeń. Jednak dokładną trasę musimy zaplanować.

Jedziemy naszym autkiem - muszę tylko dokupić dobre assistance.

Z racji, że jestem dość wygodnicki, to pewnie dużą cześć hoteli zarezerwujemy odpowiednio wcześniej.

I tak, oto powstał pierwszy cel na 2016 rok :)

Drugim celem jest rozpoczęcie nowego życia. Do jest ostatni moment, by zmienić swoje nawyki żywieniowe i sportowe. Jutro będzie już za późno ( jeśli już nie jest... ).

Plan działania rozpisałem na 25 miesięcy. Tak, by w dniu swoich 30 urodzin ważyć 99kg.
Plan zakłada zrzucenie średnio 2kg na miesiąc.
Z doświadczenia wiem, że w miesiąc można zrzucić 10kg. Swojego czasu w 2,5 miesiąca zrzuciłem 30kg.
Niestety to nie była zmiana nawyków, a dieta. Dieta, która przyniosła efekt, ale po 3 miesiącach od jej zakończenia wróciło ponad 40kg... I to nie tylko u mnie ( grubas się nażre to mu wróci ) ale także u innych osób, które ją stosowały.

Na początek zamierzam zastosować się do kilku prostych zasad.
Jestem pewny, że po miesiącu będzie mnie mniej o minimum 2kg...

Jak zrzucę 10kg, zacznę ponownie chodzić na Squasha i siłownię.

Podsumowując, drugim celem na ten rok, jest zmiana nawyków żywieniowych, dzięki którym zrzucę 24kg.

W związku z powyższym, zapewne będę Was trochę zanudzał wpisami co się udało, a czego nie.
Wierzę jednak, że jeśli uda mi się zmienić życie, radość i szczęście samo przyjdzie...


poniedziałek, 28 grudnia 2015

Święta, Święta i...

Nie rozumiem.

Znów to samo. 2 tygodnie sprzątania. Tydzień gotowania. Znów te same potrawy. Znów te same osoby. Znów rozmowy o pracy, polityce,dzieciach. No i godziny sprzątania.

Przecież oszaleć idzie ! A kiedy człowiek proponuje coś nowego. Wyjedźmy gdzieś na święta, pójdźmy na spacer, zagrajmy w coś. To wszyscy patrzą jakbym spadł z 15 metrowej choinki...

Mam poczucie, że można było te dni lepiej spożytkować, coś zrobić, gdzieś pojechać...

Jednak z drugiej strony...

Nie wyobrażam sobie, by za rok kogoś z tych ludzi zabrakło... Nie jestem też w stanie odmówić jednej czy drugiej mamie, że w tym roku na wigilię nie przyjedziemy ( nie lubię być tu 2 godziny i tam 2 godziny ).

Mimo, że prezenty w tym roku raczej nie były trafione, to jednak fajnie jest dostać coś, czego na prawdę nie chciałeś dostać pod choinkę... :)

I tak rozum walczy z sercem...

A jak Wasze prezenty i święta ?

Ps. poniżej zapowiedź następnego wpisu :)



środa, 23 grudnia 2015

Wesołych Świąt !

Nie wiem, czy ktoś tu zajrzy (może chociaż Karolina ? ;) ), ale jeśli jednak tak, to chciałbym Wam życzyć zdrowych i pogodnych Świąt :) Wykorzystajcie ten czas w pełni i cieszcie się nim :)

Pozdrawiam
D.


poniedziałek, 21 grudnia 2015

Co bym chciał... czyli prezent dla niego last minute

Pisałem już co ja kupiłem bliskim, teraz czas na to co ja bym chciał dostać :) Może jeszcze ktoś z Was nie ma pomysłu na prezent dla mężczyzny :)


1. Koszula firmy Eterna - genialna jakość, klasyczne kroje.

fot. Eterna.de

2. Album Humans of New York prezentujący ludzi w codziennym życiu na ulicach NY

fot. amazon.com

3. Torba codzienna Lasocki


fot. ccc.eu

4. Obiektyw Nikkor 16mm f/2.8

fot. nikon.pl

5. Torba na siłownie / wyjazd weekendowy Marks and Spencer

fot. www.marksandspencer.com/

Ps. zdjęcia tym razem nie moje :)

niedziela, 20 grudnia 2015

Świąteczny biznes się kręci...

Kiedyś przepuszczałem pieniądze na głupoty i nawet nie myślałem o oszczędzaniu. Ktoś kiedyś powiedział, że jest za biedny by oszczędzać i teraz to rozumiem.
Obecne sytuacja materialna pozwala odłożyć kilka złotych miesięcznie i skrupulatnie to robię.
Jest to kolejna moja genialna cecha ( a jak ;) ), ale w takim miesiącu jak grudzień, nie jest pożądana...
Od dwóch dni jeździmy po sklepach, a to po choinkę, a to po bombki, a to dywanik do łazienki. Ok, sam wrzucałem te wszystkie rzeczy do koszyka i się cieszyłem, ale szoku doznałem przy kasie:(

Ikea = 570zł
Leroy Merlin = 520zł
Coś tam jeszcze = 300zł

!!!!

A w tym żadnego prezentu dla nikogo !!!. Ps w lodówce, samo światło.:/

I tak na chłodno, patrzę na te wszystkie rzeczy i wiem, że one nie były pierwszej potrzeby. Można było te zakupy rozłożyć w czasie, tak aby nie wydać 1000zł od razu, ale czuję, że "magia świąt" zadziałała i ooo nie odłożyłem kasy w tym miesiącu ;]

Żeby nie było, że znów narzekam to poniżej lista prezentów, które my chcemy dać najbliższym - może ktoś rzutem na taśmę jeszcze skorzysta :)

1. Dla żony : Instax Wide 210
2. Dla brata : Dysk SSD 128GB
3. Dla taty : Program do tworzenia muzyki
4. Dla mamy : Naczynie do podawania mięs + do podawania zup
5. Dla szwagierki : Prostownica
6. Dla szwagra : Whiskey
7. Dla teściów : Bilety na kabarety
8. Dla moich dziadków : paczka z sokami, nalewkami,owocami
9. Dla dziadków żony : blender
10. Dla chrześniaka : spodenki bramkarskie + getry piłkarskie
11. Dla siebie : urlop od 23/12 do 03/01 :)

A Wy macie już wszystkie prezenty ?


ps. zdjęcie zeszłoroczne. Dopiero dziś ubieramy choinkę, więc pewnie niedługo pojawi się zdjęcie nowej :)

wtorek, 15 grudnia 2015

Umiejętność.


Wiedziałem, że będzie problem z regularnością, ale nie sądziłem, że na samym początku. Cóż, nie było okazji...

Fakt, też że nie było dni, które przeżyłbym, tak jak bym chciał i czerpał z nich, jednak ostatnio będąc na uczelni zauważyłem pewną umiejętność, której do tej pory u siebie nie doceniałem.
Mianowicie chodzi o umiejętność wystąpień publicznych i prezentacji. Co prawda, nie są to spotkania typu TEDx czy inne duże konferencje, ale patrząc na te wszystkie osoby dukające z kartki, czytające setki słów ze slajdów uświadomiłem sobie jaki jestem szczęśliwy, że nigdy nie miałem z tym by "płynąć" na prezentacjach, a nie się ich uczyć. 
A po drugie, że nigdy nie popełniłem tego błędu, że zawalałem slajdy tekstem.

Nie wiem czy to kwestia wieku, pracy czy po prostu wrodzonych umiejętności. Jednakże najbardziej cenię to, że udało mi się znaleźć to "szczęście" w tak błahej sprawie... :)

Idę, dalej kupować prezenty, bo czasu coraz mniej :)

Ps. za oknem plucha, to i niech tu będzie trochę deszczu :)



niedziela, 6 grudnia 2015

Jej wyjazd

Strasznie nie lubię jak wyjeżdża. Niby tylko do Niemiec i tylko na 3 dni, ale jednak.

Nie lubię siedzieć sam w domu. Sam się budzić i sam zasypiać.

Mógłbym spojrzeć na to, w ten sposób, że mogę bez wyrzutów 3 dni pograć na konsoli czy porobić zdjęcia, ale i tak świadomość, że jest kilkaset kilometrów dalej źle mnie nastraja :(


czwartek, 3 grudnia 2015

Potrzebuję słońca

Na już! A tak na prawdę na wczoraj potrzebuję pojechać gdzieś, gdzie jest ciepło i słonecznie. Niestety rozsądek znów bierze górę i nie pozwala ruszyć pieniędzy z konta... :(


W dodatku od kilku tygodni ten teledysk za mną chodzi...




poniedziałek, 30 listopada 2015

Bella Napoli

Muszę zacząć znów cieszyć się z wypadów do knajp. Kiedyś, każde wyjście do knajpy traktowałem jak coś wyjątkowego. Ostatnio niestety już nie. Nie ważne czy chińskie za 20 zł, czy francuska knajpa za 300zł. Traktowałem to po prostu jak posiłek poza domem. Nic szczególnego.

Czas z tym skończyć.

Dlatego, mimo, że dziś również nie było okazji ku temu by iść na kolację do knajpy, to jednak poszliśmy...

Padło na Bella Napoli w Manufakturze (Tutaj opis dla tych, co nie mieli okazji :) )

Aga zamówiła sobie :

  • Foccacia
  • Tagliatelle Bella Napoli
  • Wodę i jakieś wino białe


Ja zamówiłem :

  • Bruschetta Con Prosciutto
  • Spaghetti Carbonara
  • Sok i herbatę brzoskiwniową.


Obydwie przystawki były genialne! Foccacia idealnie wypieczona, a dodatek różnych octów balsamicznych dawał genialne połączenie.
Bruschetta klasyczna, ale z genialną prosciutto. Niebo w gębie !

Co do Carbonary byłem bardzo ciekaw, bo w domu robię ją zupełnie nie tak jak trzeba i musiałem spróbować jaka powinna być na prawdę :) Powiem szczerze, że również coś niesamowitego.

Mimo, że te dania nie były podane w małej uliczce w Toskanii, to jednak było to fantastyczne przeżycie.

Chyba w końcu dam się namówić na te Włochy...

ps. całość kosztowała nas 105zł, więc przystępnie cenowo.


piątek, 27 listopada 2015

Wspomnienie wakacji 2014

W zeszłym roku zakochałem się w wyspie Rodos, dlatego tak jak pisałem ostatnio mały opis naszych wakacji i kilka zdjęć :)
Na początku października (2014)  mieliśmy okazję spędzić tydzień na Rodos – trochę wakacje, trochę podróż poślubna :).
Wydawało się nam, że w ciągu tygodnia zdołamy zwiedzić całą wyspę. Plan jednak nie został zrealizowany – czasu wystarczyło tylko na wschodnią część, a i to nie dokładnie:)
Kierunek tym razem raczej przypadkowy, choć chyba bardziej należy stwierdzić, że z braku laku dobry Rodos…. Czekaliśmy z decyzją i wyborem do ostatniej chwili, licząc na ostatnie last minute albo zniżki na koniec sezonu. Jak się jednak okazało oferta naszych biur podróży na październik jest mizerna i niestety raczej droga. Z góry odrzuciliśmy „Tunezje i Egipty” , gdyż są to raczej ostatnie miejsca na ziemi do których chcemy się wybrać. Pozostało nie tanie Maroko, chłodna już Turcja i właśnie Rodos ( 2 ostatnie terminy ). Oczywiście totalna egzotyka wchodziła już do oferty, jednak czas i pieniądze nie pozwoliły na takie kierunki.
Wybór padł zatem na Rodos, oferta ważna jedynie przez 4 godziny bo ostatnie dwa miejsca w terminie który nas interesował…. Szybki rzut oka na www.holidaycheck.pl i oceny hotelu, a także jego okolice. Robił dobre wrażenie, więc płacimy, szybciutko po przewodnik i jedziemy się pakować. Wylot za 2 dni z Katowice Airport.
Między pakowaniem ubrań i sprzętu foto, trzeba było jeszcze znaleźć parking dla auta i hotel na nocleg w drodze powrotnej ( przylot do PL ok 1.00 w nocy ). Z racji na cenę, bliskość od lotniska i darmowy transfer hotel <->lotnisko wybór padł na Hotel DeSilvaInn
No dobra – po tym przydługim wstępie wreszcie wyjechaliśmy:) Trasa z Łodzi do hotelu przy lotnisku zajęła 2 godziny 30 minut z krótkim przystankiem na śniadanie. W hotelu bez problemu zostawiliśmy samochód i zostaliśmy odwiezieni na lotnisko.
Pierwszy raz lecieliśmy z Katowic, więc zaczęliśmy od małego zwiedzania całkiem ładnego lotniska. Potem szybki check-in i oczekiwanie na samolot. Niestety samolot złapał opóźnienie i zamiast wylecieć o 15:30 wylecieliśmy ok 17:00. Co warto zapamiętać w momencie boardingu temperatura oscylowała w granicach 18-20 stopni. Sam boarding, jak i lot przebiegł bez najmniejszych problemów. Lot trwał niecałe 3 godziny i ok 21:00 czasu lokalnego wylądowaliśmy na Rodos.
Przygotowani na ciepełko (krótki rękaw) na pewniaka wyszliśmy z samolotu, a tam powitał nas przeraźliwie zimny i mocny wiatr. Okazało się, że temperatura na wyspie tego wieczoru oscylowała w okolicy 12 stopni… Nie tak sobie wyobrażaliśmy powitanie na Greckiej Wyspie :)
Transfer do hotelu (Lindos Imperial) trwał ok. 1 godziny i również odbył się bez problemu. Co prawda w pewnym momencie jak autokar zjechał na polną drogę to się przeraziliśmy, ale jak się okazało za dnia na głównej drodze były po prostu prowadzone roboty drogowe :)
Hotel Lindos Imperial okazał się w rzeczywistości równie okazały jak na zdjęciach i baaardzo rozległy. Po zameldowaniu recepcjonista wyciągnął mapkę i dokładnie tłumacząc, narysował drogę do naszego pokoju – windą na piętro, potem w lewo i przez kładkę, a potem w prawo i już:) Z uwagi na opóźnienie samolotu, niestety nie zdążyliśmy na kolację, ale na szczęście obsługa hotelowa przygotowała nam kanapki i wino w pokoju.  Mimo dokładnych instrukcji znalezienie pokoju chwilę nam zajęło – a prowadziła do niego taka oto kładka:DSC_7993
Pokój sam w sobie całkiem miły – Ok 40m2 , duża wanna, lodówka pełna napojów i meeega wygodne łóżko :) A do tego kolacja i kosz owoców na powitanie. Z racji na zimno postanowiliśmy zostać w pokoju, a zwiedzanie zacząć następnego dnia.
Wbrew obawom o pogodę, rano powitało nas piękne słońce, które wręcz nas oślepiało (pewnie dlatego że okna mieliśmy od wschodu) :) a widoki z tarasu mówiły, że Rodos to jednak dobry wybór :)
DSC_7076
DSC_7083
Hotel ma podobno 3 restauracje, ale pod koniec sezonu czynna była już tylko jedna – główna. Śniadanie można było zjeść za to zjeść zarówno w budynku jak i na tarasie z widokiem na jeden z basenów.
Kilka słów o śniadaniu… hmm…Bufet stricte europejski. Wędliny, sery, jajka pod każdą postacią, parówki, bekon, sałatki, płatki. Ogólnie mnóstwo całkiem dobrych rzeczy, ale nic typowo greckiego (ale to raczej standard w obiektach, które mają więcej niż 3 gwiazdki, a tutaj mieliśmy ich 5)
Po śniadaniu obchód hotelu :) Który jak się okazało zajął nam prawie całe przedpołudnie:)
Poniżej widok na sąsiednie hotele i drogę dojazdową do hotelu (jak widać z mostem w budowie;p).
DSC_7088
DSC_7095
Okazało się, że powyżej naszego piętra mieszczą się apartamenty, które miały takie oto prywatne baseniki :)
DSC_7097

Na samej górze mieścił się basen sportowy ze zjeżdżalniami, siatką do siatkówki i bramkami do piłki wodnej. To tutaj codziennie odbywały się animacje – gdy ktoś nie miał na nie ochoty, miął do dyspozycji jeszcze 2 inne baseny:)
DSC_7113
A tu widok na pobliskie góry z „korytarza” hotelowego:
DSC_7116
I trochę bardziej „zakryta” część budynku:
DSC_7149
A tutaj wspomniany już główny basen przy restauracji a`la Carte, która w zależności od dnia tygodnia serwowała kuchnię włoską, grecką albo owoce morza. Na górze jest taras głównej restauracji.
DSC_7145
Poniżej był jeszcze jeden odkryty basen określany jako relaksacyjny. Przy każdym basenie znajdował się bar serwujący drinki i przekąski. Hotel ma też plażę, do której prowadzi duży zielony trawnik z altanami. Na plażę jednak bez twardych bucików nie ma po co iść, bo wszechobecne kamyki nie pozwalają na spacer boso.
By obejść hotel w całości trzeba było ok 1,5h. Znaczna rozległość i różnica w poziomach to naszym zdaniem duży plus, jednak np. dla rodzin z malutkimi dziećmi stanowi chyba wadę.
Koniec o hotelu! – Czas opowiedzieć o Rodos:)
Pierwszego dnia wybraliśmy się na spacer do najbliższego miasteczka – oddalonego o ok 2,5km Kiotari. Poszliśmy nie główną szosą, lecz malowniczą nadmorską drogą. Ruch praktycznie żaden, a po drodze bardzo ciekawe zaułki:
DSC_7301
DSC_7337
DSC_7346
DSC05825
Drugiego dnia pobytu odbyło się spotkanie z rezydentką, która jak zwykle opowiadała o tym co już zdążyliśmy przeczytać w przewodniku i namawiała na mega drogie wycieczki fakultatywne. Dodatkowo proponowała pośrednictwo w wynajęciu samochodu w przystępnej cenie. Jako, że wcześniej dzwoniliśmy do hotelu bezpośrednio i pytaliśmy o wypożyczalnię samochodów, to znaliśmy już ceny. Te u rezydentki oczywiście nie były korzystniejsze niż bezpośrednio. A w kolejce nie chciało nam się czekać, co swoją drogą okazało się dla nas jeszcze korzystniejsze:) Z racji na końcówkę sezonu i powoływanie się na inne wypożyczalnie udało się nam wypożyczyć auto klasy C ( Fiat Grande Punto ) z ubezpieczeniem szyb, kół i lusterek na 3 dni za 100 euro, a zatem w cenie segmentu A:) Pewnie można by znaleźć taniej, ale jednak woleliśmy wynająć je w „znanej” firmie Budget, stacjonującej w naszym hotelu. Oto nasze autko na pobliskiej plaży :)
DSC_7977
Po zamówieniu auta, spędziliśmy cudnie leniwy dzień nad basenem. Ale następnego dnia  z samego rana ruszyliśmy na podbój południa wyspy:)
Południowa część wyspy to ta, w której infrastruktura turystyczna jest mniej rozwinięta, a ludność miejscowa żyje biedniej niż na północy. Również gęstość zaludnienia jest bardzo mała w tej części wyspy. Dużych miast brak, a te mniejsze są w sporych odległościach od siebie. Przeważa raczej widok otwartych przestrzeni, plaż, pól porośniętych zaroślami maki i skał. Ruch na drodze bardzo niewielki, jeśli już pojawia się jakiś samochód lub skuter, to raczej wygląda na wypożyczony turystycznie. Dzięki temu można skupić się na fantastycznych widokach i rozkoszowaniu sie jazdą po nadmorskich „serpentynach” :)
W pierwszej kolejności skierowaliśmy się ku wsi Asklipio. Zaczęliśmy od muzeum i kościoła który znajduje się w centrum. Do muzeum wstęp jest płatny „dobrowolnie” płatny 1 euro :) Szczerze muzeum, jako muzeum nie polecam. Totalnie nie ma co oglądać. Chyba że kogoś wykopaliska etnograficzne interesują. Zupełnie inaczej, jesli chodzi o kościół i jego otoczenie -Warto to zobaczyć. Freski na suficie kościółka, przedstawiające biblijne sceny naprawdę robią wrażenie. Podobnie gra świateł we wnętrzu kościoła.
DSC_7388
DSC_7403
Niestety w kościele zdjęć nie bardzo można było robić. Ukradkiem tylko to jedno (powyższe) zostało zrobione – nie mogłem się powstrzymać.
Po zwiedzaniu kościoła, udaliśmy się do ruin zamku na pobliskim wzgórzu. W przewodniku radzili uważać na duże kamienie w razie gdyby ktoś chciał się wybrać na górę samochodem. Między innymi dlatego, my zdecydowaliśmy wejść pieszo. Kamienie były, ale nie tyle co duże a mocno śliskie, ale ogólnie dałoby radę wjechać.
Ruiny jak ruiny, ale widok z góry całkiem fajny :)
DSC_7414
DSC_7419
Po zejściu z góry, chwila odpoczynku i łyk wody w tawernie „Nikolas”.
Następny cel to miejscowość Gennadi, do której dotarliśmy ok godziny 13:00. Wszyscy na sieście, totalna cisza !
DSC_7473
DSC_7467
DSC_7444
DSC_7435
Niestety (a może właśnie dobrze ?), nie wszystko wygląda tak ładnie jak powyżej. Takie miejsca to nie są pojedyncze przypadki.
DSC_7424
DSC_7423
Po sennym Genadi, przyszedł czas na obiad. Wybraliśmy się do miejscowości Lachania, gdzie błądząc po uliczkach szerokości ok. 170cm dotarliśmy do restauracji Taverna Platanos prowadzonej przez typowego Greka :) Jedzenie dobre – polecamy :)
DSC_7499
DSC_7514
Tutaj też kupiliśmy mały zapas oliwy i miodu :)
DSC_7513
Dalej zmierzaliśmy na południe w kierunku przylądka Prasonisi, jednak po drodze zajrzeliśmy wioski Plimmiri, gdzie serwowane są podobno wyśmienite ośmiornice – my się jednak nie zdecydowaliśmy, ale ośmiornice były :)
DSC_7532
DSC_7537
W końcu dotarliśmy na przylądek łączący morze Śródziemne z Morzem Egejskim. Zimą przesmyk ten jest zalewany. Co ciekawe latem plaża ta uznawana jest jako oficjalna droga, ale ubezpieczenie nie pokrywa szkód które przydarzyły się na tym odcinku :)
DSC_7648
Trochę czasu spędziliśmy tam rozkoszując się widokami i tak zastał nas zachód słońca…
DSC_7660
DSC_7677
Trasa ta wyniosła ok 100km, czas jazdy ok 2,5h (baaardzo wolnej by napawać się widokami), ale cały dzień minał :)
Tak to mniej więcej wygląda na mapie.
blog_rodos_google_1
Następnego dnia pokręciliśmy się po Lindos, Lardos, ale głównym celem było Seven Springs – mimo, że to turystyczne miejsce to jednak jest taką oazą spokoju :) Co prawda przewodniki mocno przesadzają z atrakcyjnością miejsca, to jednak warto je zobaczyć :)
DSC06199
DSC_7717
DSC_7731
I koty, chcące być lwami… :)
DSC_0853
Po drodze oczywiście niezliczone zatoczki i mega widoki….
DSC06169
DSC06152
DSC_7895
DSC_7932
DSC_7687
DSC_0944
Kolejny dzień to wycieczka do miasta Rodos – ok 60km od naszego hotelu. Po prostu spacerowaliśmy promenadą koło portu i na starym mieście. Polecam odejście od głównych szlaków turystycznych i „pobłądzenie” po uliczkach :)
DSC_7739
DSC_7756
DSC_7759
DSC_7760
DSC06493
DSC06491
Na starym mieście można podziwiać takie widoki….
DSC06336
DSC06380
Ale wystarczy odejść delikatnie w ustronne miejsce i można oglądać takie widoki :)
DSC_7769
DSC_7777
DSC_7799
DSC_7803
DSC_7809
DSC_7817
DSC_7834
DSC_7839
DSC_7846
DSC_7848
DSC_7852
DSC_7858
Pozostałe dni spędziliśmy bez mała nad basenem, ewidentnie potrzebowaliśmy odpoczynku, a że basen sympatyczny to i było warto :)
DSC_7997
DSC_8008
Powrót do Polski okupiony został opóźnieniem samolotu o ok 1 godzinę, a następnie stwierdzoną usterką samolotu już podczas kołowania do startu – kolejna godzina opóźnienia i sporo strachu…
Ale dolecieliśmy :)